27.10.2022

Dlaczego tak trudno być na diecie na własną rękę?

Psst… To może być o Tobie!

Waga znowu pokazała więcej niż ostatnio?

Wpadasz we frustrację, wściekłość na siebie i smutek, że nie udało Ci się zatrzymać tycia. Co robisz?

Pod wpływem emocji mówisz, że KONIEC z folgowaniem. Od teraz już tylko restrykcyjna dieta, zero podjadania. Mówisz pod nosem jeszcze kilka nieprzychylnych epitetów na własny temat. Obrywa się Twojej silnej woli, oponie na brzuchu, podbródkowi i fatalnych w skutkach nawykach żywieniowych.

Lecisz do spożywczaka po produkty, które niosą za sobą obietnicę pozbycia się problemu. Do koszyka wrzucasz naturalny z nazwy sok pomarańczowy, granolę w szeleszczącym opakowaniu, do tego jogurt owocowy z obniżoną zawartością cukru, lekkostrawny chlebek — płaski jak gazetka Świadków Jehowy, chudy twarożek, zafoliowaną pierś z kurczaka, do tego ryż, niech będzie jaśminowy, już z nazwy zionie zdrowiem, a co dopiero po zjedzeniu…

Z jednej strony rozpiera Cię duma, bo oto dzierżysz w ręku plastikowe orędzie zdrowia. Z drugiej czujesz niepokój, że w reklamówce nie ma ulubionych czekoladowych puddingów, croissantów, czarnego napoju z bąbelkami i tych chrupiących przekąsek, które znikały podczas pracy, a potem wieczorem przy Netflixie.

W tym nowym życiu, które trwa od poranka, nie marnujesz czasu na szukanie dania obiadowego, które podrzuciłby potem kurier. Wchodzisz do kuchni i samodzielnie zabierasz się za przygotowanie pierwszego zdrowego posiłku. 

Jogurt z chrupiącą granolą i pokrojonym bananem, a do picia sok pomarańczowy. Śniadanie godne instagramowego lifestylu. Czujesz szczęście, że było smacznie i myślisz, że to odchudzanie nie jest jednak takie straszne.

Czar jednak szybko pryska. Zanim minie godzina czujesz ssanie w żołądku, dyskomfort, problemy ze skupieniem. Sięgasz po kawę z mlekiem. Może szybko stłumi głód i wytrzymasz do obiadu. Ten w porównaniu do śniadania nie daje obietnicy dobrego smaku. Nudny ryż z jeszcze nudniejszym smażonym kurczakiem i mizerią. 

STOP. W tym miejscu musimy wejść, bo komentarz do tej sytuacji ciśnie się nam od samego początku tej opowieści. 

Zanim jednak zaczniemy wytykać błędy, powiedz z ręką na sercu — czy zdarzyło Ci się zbuntować z powodu swojej masy ciała i przejść z dnia na dzień na dietę, która jakiś czas później zakończyła się fiaskiem?

Problem zaczyna się już na samym początku — od wyborów zakupowych, braku świadomości co jest zdrowe i co jeść, aby dostarczyć sobie świetnie zbilansowanych potraw, które uruchomią spalanie tłuszczu, odżywią każdą komórkę w organizmie i dodadzą energii, jak po zatankowaniu paliwa rakietowego.

Czyja to wina, że tak jest? Rodziców? Systemu edukacji? Nas samych? 

Jak to możliwe, że aby wyjechać na ulicę samochodem, trzeba iść na kurs prawa jazdy, a potem zdać egzamin, który oceni, że nie stanowimy zagrożenia dla ruchu samochodowego? A co z edukacją nas samych, jak się prawidłowo żywić?

Powiesz, „Ale przecież bez prawka na drodze można spowodować śmiertelny wypadek. Zjedzenie kotleta nie przyczyni się do nagłego zgonu!”.

Doprawdy? Przecież to pojedyncze decyzje wpływają na nasze życie. Systematyczne podjadanie, spożywanie przetworzonego, nasyconego w ultraszkodliwe tłuszcze czy przepakowanego cukrem we wszelkiej postaci jedzenia, w prostej linii prowadzi do chorób cywilizacyjnych, które w konsekwencji prowadzą do przedwczesnego zgonu.

Tak, hamburgery, fast foody, słodycze z hipermarketów i jeszcze wiele innych produktów zza długą etykietą i wadliwego pochodzenia, rozwijają choroby i działają na nasze zdrowie gorzej niż dym nikotynowy na płuca palacza. 

Pomyślisz: „Ale nie jem fast foodów. Mnie to nie dotyczy!”. Czy aby na pewno?

Czy z farmaceutyczną precyzją wyliczasz mikro i makroskładniki w daniach, jakie samodzielnie komponujesz? Czy przykładasz wagę do tego, na czym smażysz? Czy wiesz, jak zdrowo dopasować do siebie ilość potrzebnych nam na co dzień węglowodanów? Jak skomponować sobie śniadanie w standardzie białkowo-tłuszczowym, aby zdrowo się nasycić i dać energię dla mózgu, aby efektywniej działał w ciągu dnia?

Możesz teraz doktoryzować się z najnowszej wiedzy o odżywianiu, a potem: buszować po książkach kulinarnych, zamawiać najzdrowsze produkty od lokalnych rolników i z BIO sklepów, a potem gotować samodzielnie wszystkie dania, aby na końcu raczyć się nimi z poczuciem, ile dobrego dla siebie robisz. Tylko ile zajmie Ci to czasu i wysiłku? I jak długo wytrwasz na tej zdrowej ścieżce?

Możesz też wybrać inną drogę i metodą prób i błędów bawić się w dietetyka i szefa kuchni. Eksperymentować z dietami, gotować na własną rękę, obserwować efekty na wadze i przyglądać się swojej witalności i samopoczuciu. Jeśli masz motywację i wiele samozaparcia, możesz znacznie przybliżyć się do wyznaczonego celu. 

Dla tych, którym nie odpowiada żadna z proponowanych wyżej dróg, mamy trzecie rozwiązanie…

Skorzystanie z usług CATERINGU DIETETYCZNEGO.

Oszczędność czasu pominiemy, bo to oczywista oczywistość. To, co kryje się pod tą opcją, to:

– skorzystanie z wiedzy dietetyka klinicznego, który z precyzją układa dania idealnie zbilansowane, 

– a także doświadczenia szefa kuchni, który mikro i makroskładniki ubierze w smak i wtłoczy w potrawy, których nie powstydziłaby się renomowana restauracja.

Nie możemy ręczyć za rzetelność innych cateringów, ani obiecywać, że każdy catering jest wartościowy. Możemy mówić za siebie i chętnie to zrobimy. Sami jemy w Dietykiecie, bo wiemy, co zawierają nasze pudełka — ultrazdrowe dania skomponowane ze składników z czystą etykietą, które nasi kucharze robią samodzielnie od podstaw. Skoro sami pieką chleb na 11-letnim zakwasie, to żadne inne kulinarne działanie nie jest im straszne. 

Przetestuj nas choćby przez tydzień. Przerzucając się na nieprzetworzone jedzenie, zrobisz niebywałą ucztę jelitom, które nareszcie dostaną to, czego tak bardzo potrzebują do prawidłowego funkcjonowania.

Nie wiesz, jaką dietę wybrać i jak dobrać kaloryczność?

Skorzystaj z bezpłatnej konsultacji:

570 819 305